Galeria Krakowska:1, ja:0
Już na początku tygodnia, a
dokładniej we wtorek wiedziałam, że aby wykonać zadanie na studia
będę zmuszona do odwiedzenia najbardziej znienawidzonego przeze
mnie miejsce w Krakowie, czyli Galerii Krakowskiej. Przygotowałam
się na silny cios w twarz, w postaci wejścia do budynku, gdzie
mogłabym przysiąc, że każdy idzie w przeciwnym kierunku, a na
dodatek robi to w dwa razy większym tempie niż ja. Pomyślałam, że
z dwojga złego przynajmniej mam już pomysł na tekst – skoro
zawsze są tam tłumy, to na pewno zauważę kogoś interesującego.
W najgorszym wypadku po prostu ponarzekam na panujące tam piekło
dla introwertyków i postaram się znaleźć jego przyczynę.
Możliwe, że przez dzień tygodnia,
lub późną porę okazało się, że tym razem w Galerii było trzy
razy mniej ludzi niż zwykle. Mój pomysł na tekst oddalał się
wprost proporcjonalnie do przybliżania się przeze mnie do wyjścia.
Płynnie przeszłam więc do planu B, który polegał na szukaniu
inspiracji w przebywających tam osobach. W końcu każdy ma swoją
historię i nawet w tak prozaicznych sytuacjach, jak podsłuchanie
czyjejś rozmowy stojąc za nim w kolejce, może nam pomóc
dowiedzieć się całkiem sporo o tej osobie.
Tak więc podjęłam wyzwanie –
zaczęłam błądzić po budynku w poszukiwaniu czegoś wyjątkowego
– czegoś, o czym od razu będę wiedziała, że to jest to – mój
temat na tekst!
Wielkim rozczarowaniem okazało się
dla mnie szybkie dojście do wniosku, że przebywających tam ludzi
można zakwalifikować do co najwyżej pięciu kategorii:
-osoby, które przyszły z zamiarem
zrobienia mniej lub bardziej przemyślanych zakupów
-towarzyszy osób, które robią owe
mniej lub bardziej przemyślane zakupy (głównie mężczyźni)
-osoby, które prawdopodobnie zabijają
czas pozostały do pociągu
-snujący się bezwiednie
-ja (choć właściwie śmiało
mogłabym się zakwalifikować do wcześniejszej kategorii)
Poddałam się. Mój plan się nie
udał, a moją karierę studentki dziennikarstwa najprawdopodobniej
czeka ten sam los. „Skoro już tu jestem, to może chociaż wejdę
do jakiegoś sklepu...”
2 godziny później, z poważnym
uszczerbkiem zarówno na moim zdrowiu psychicznym, jak i koncie
bankowym wracam do domu – oczywiście bez tematu.
A.
Komentarze
Prześlij komentarz